Ratownicy wodni oczekują zmian w prawie. Tłumaczą, że obowiązującą od 2012 roku ustawę trzeba zmienić, by system działał z korzyścią dla wypoczywających nad wodą.
- Obecna ustawa pozwala na wygodną dla niektórych interpretację. Dopuszcza na przykład takie sytuacje, że ludzi kąpiących się zabezpieczają osoby, które nie są ratownikami wodnymi - mówi Paweł Błasiak, prezes Zarządu Głównego WOPR.
Zaznacza, że celem WOPR-u jest zmniejszenie liczby utonięć.
A statystyki roczne są alarmujące. Co roku w wodzie życie traci około 400 osób.
- Ale toną tam, gdzie nie ma ratowników - podkreśla Paweł Błasiak.
Tłumaczy, że dzieje się tak dlatego, że ludzie nie radzą sobie w wodzie. - Wpadną do niej na przykład z pomostu, zachłysną się i nie wiedzą co robić - mówi.

Szef WOPR zaznacza, że ratownicy poprzez akcje profilaktyczne uczą szacunku do wody.
- Chcielibyśmy doprowadzić do tego, żeby w szkołach była obowiązkowa nauka pływania, żeby ludzie potrafili utrzymać się na wodzie do czasu aż dotrze pomoc - mówi Paweł Błasiak.
Ratownicy podkreślają, że WOPR działa bez centralnego finansowania. Poszczególne jednostki wspierane są przez dotacje wojewodów i samorządów województw, które są niestety niewystarczające.
Artur Szymański, prezes Bieszczadzkiego WOPR tłumaczy, że bez odpowiedniego finansowania ratownictwo wodne nie będzie działać profesjonalnie.
- Żebyśmy się nie martwili skąd wziąć pieniądze na paliwo, ubezpieczenie łodzi, opłacenie dyżurów. Na tę chwilę większość z nich prowadzona jest w formie społecznej - mówi Artur Szymański.
Dodaje, że niektóre WOPR-y same wygospodarowują potrzebne pieniądze – od sponsorów, startując w przetargach na organizację kąpielisk i basenów, prowadząc komercyjne szkolenia, wypożyczalnię rowerków wodnych i kajaków czy nawet gastronomię jak Bieszczadzkie WOPR.
Paweł Błasiak zwraca uwagę, że obecny system ratownictwa wodnego opiera się na ludziach, którzy robią to z pasji.
- Na ubiegłoroczną powódź pojechało ponad trzystu ratowników WOPR, ponad sześciuset czekało w gotowości. Wyruszyli z całej Polski na Dolny Śląsk nie pytając o pieniądze. Byliśmy jedyną formacją, która za akcję nie otrzymała żadnego wynagrodzenia - zaznacza Paweł Błasiak.
Tłumaczy, że dobry system jest wtedy, gdy "ratownik jest jedną nogą w łodzi". - My mamy bardzo mało czasu na rozpoczęcie akcji. To jedynie cztery minuty, by dopłynąć do tonącej poza kąpieliskiem osoby i podjąć resuscytację. Każda rozpoczęta później akcja, statystycznie kończy się negatywnie - mówi.
Szef WOPR podkreśla, że ratownictwo wodne nie powinno opierać się tylko na ochotnikach.
- Jeżeli ktoś przychodzi na dyżur raz na dwa tygodnie, w porządku. Ale jeżeli musi przyjść trzy razy w tygodniu po 12 godzin na służbę, robi się z tego praca. Ile osób stać na takie poświęcenie? - zastanawia się Paweł Błasiak.
Dodaje, że sprzęt wykorzystywany przez ratowników czasem jest wart kilkaset tysięcy złotych. Każda osoba powinna być przeszkolona, by wiedzieć jak z niego korzystać. Poszczególnych jednostek WOPR nie stać na to by uczyć kilkadziesiąt, czy kilkaset osób, jak operować specjalistycznym, drogim sprzętem.
- Wolimy dobrze wyszkolić piętnaście osób i mieć ich na stałe. Z tych osób tworzy się trzyosobowe zespoły, które pracują przez całą dobę, bo ludzie też w nocy toną - mówi Paweł Błasiak.
Dodaje, że ratownicy wodni działają nie tylko w wodzie, ale również na terenach nad wodą. - Działamy też podczas akcji poszukiwawczych, mamy drony, czy wyszkolone psy - wylicza.

Dariusz Sobieraj, doradca Ministra Obrony Narodowej podkreśla, że ratownictwo wodne jest włączone do Obrony Cywilnej.
- Dlatego powinno być finansowane i może, tak jak ochotnicze straże pożarne, korzystać z pieniędzy nie tylko polskich ale też unijnych - mówi Dariusz Sobieraj.
Postulatem ratowników są też zmiany w kwestii prowadzenia szkoleń i egzaminów, umożliwiających lepszą weryfikację umiejętności, a także doprecyzowania przepisów, tak by ich uprawnienia były uznawane także w innych krajach.

Bieszczadzkie WOPR jeszcze przed wyborami parlamentarnymi zaangażowało w proces zmian posłankę z Krosna Joannę Frydrych. Ta utworzyła parlamentarny zespół do spraw ratownictwa wodnego również i w obecnej kadencji. Zajmuje się on problemami, z którymi borykają się WOPR-y i inne organizacje zajmujące się ratownictwem wodnym. Finalnie ma powstać projekt ustawy, dzięki której poprawi się bezpieczeństwo osób wypoczywających nad wodą. Podobny zespół powstał też w Senacie.
- Jest duża potrzeba wsparcia finansowego ratowników wodnych. Musimy wypracować pewne akty prawne, które zmniejszą problemy, począwszy od szkoleń - mówi Joanna Frydrych.
Dodaje, że skoro ma być stworzony nowy system ratownictwa wodnego, to muszą się na to znaleźć pieniądze. - Będziemy o tym rozmawiać z Ministrem Finansów - zapowiada.
Dodaje, że również Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji zaproponowało przegląd dotychczasowych ustaw.
Nad nowymi przepisami pracuje m.in. komisja legislacji działająca przy ZG WOPR. Ale tematy zmian i dyskusje nad nimi omawiane są podczas konwentów. Ten w Solinie był trzecim z kolei.

Bieszczadzkie WOPR na konferencję, zorganizowaną w ośrodku AMW Rewita w Solinie, zaprosiło środowisko ratowników wodnych z całej Polski.
Wzięli w niej też udział parlamentarzyści (Joanna Frydrych i Bartosz Romowicz), doradca szefa MON Dariusz Sobieraj, samorządowcy, przedstawiciele służb i instytucji, z którymi współpracuje BWOPR – policji, straży pożarnej, BPR, LPR, GB GOPR, Straży Rybackiej i RDLP w Krośnie.