Związany z Krosnem i Beskidem Niskim Bartłomiej Wadas na Ukrainę z pomocą humanitarną wyjeżdża od początku konfliktu zbrojnego.
- Już trzeciego dnia wojny pojechałem na granicę po raz pierwszy - opowiada. - Przez dwa, trzy tygodnie jeździłem pomiędzy Śląskiem a granicą wożąc uchodźców. Później ruszyłem na Ukrainę.
Od 27 lutego ubiegłego roku przejechał blisko 150 tysięcy kilometrów z pomocą humanitarną, dostarczył ponad 100 ton darów. - O wartości kilku milionów złotych, dla cywilów i wojska - mówi Bartłomiej Wadas. Podkreśla, że przede wszystkim – oprócz wielkiej tragedii wojny – widział ludzi, którzy na terenach wyzwolonych z nadzieją patrzą w przyszłość.
Wolontariusz przyznaje, że wyjazdy na Ukrainę wiążą się z niebezpieczeństwem. - Ale paradoksalnie człowiek się do tego przyzwyczaja, po pewnym czasie już się o tym nie myśli, tylko po prostu się jedzie - mówi Bartłomiej Wadas. - Człowiek przyzwyczaja się nawet do ostrzału - dodaje.
Jak się zmieniła pomoc dla Ukrainy przez rok? - Wielki zryw trwał w ubiegłym roku, teraz jest zdecydowanie trudniej o pomoc. Nie ma się co dziwić, przez 15 miesięcy wojny my też się do niej przyzwyczailiśmy w jakiś sposób - mówi Bartłomiej Wadas. I zwraca uwagę, że wojna przez ten czas też się zmieniła. - Po wyzwoleniu charkowszczyzny we wrześniu, stała się wojną punktową - mówi.
Wolontariusz opowiada, że wyzwolone tereny zaczęły normalnie funkcjonować. - Charków jest teraz miastem, w którym nie poznalibyśmy, że była wojna. Słynna Sałtiwka, która była totalnie zniszczona, jest w trakcie odbudowy - mówi.
Przypuszcza, że władze Ukrainy próbują oddziaływać psychologicznie na mieszkańców, by ci nie odczuwali trudów wojny. - Byłem świadkiem ostrzału Dniepra. Na środku skrzyżowania powstał lej po wybuchu rakiety S-300. Na drugi dzień został już zasypany i zalany asfaltem - opowiada Bartłomiej Wadas.
Pomaganie ma sens
Bartłomiej Wadas szykuje kolejne wyjazdy na Ukrainę z pomocą. Zaznacza, że potrzeby są ogromne. - Rok doświadczenia pozwala mi dostarczyć pomoc według konkretnych potrzeb i bezpośrednio do potrzebujących - mówi.
Dodaje, że na początku pomagał wyłącznie cywilom. Nie rezygnuje z tego, ale chce pomóc też wojsku. - Na przykład każdy dostarczony to szansa na zlikwidowanie jednego stanowiska artyleryjskiego, które może zniszczyć szkołę, dom, czy zabić niewinnych cywilów - tłumaczy.
Na najbliższy wyjazd (w czwartek, 22 czerwca) zaplanował dotarcie do pięciu miejscowości najbliżej zapory kachowskiej. Zabiera ze sobą sprzęt dla wojsk inżynieryjnych i strażaków – m.in. pompy, siekiery, gaśnice.
Podkreśla, że zapotrzebowanie jest bardzo duże, bo pracy na zalanych terenach jest na kilka miesięcy.
Co jest potrzebne?
- Zapotrzebowanie dzielę na dwie kategorie – cywilną i ratunkowo-strażacką - mówi Bartłomiej Wadas.
Potrzebne jest jedzenie długoterminowe (konserwy, makarony, ryż, kasza, olej), chemia (szare mydło, proszki, pasta do zębów, papier itp.), papier toaletowy, podpaski, gwoździe, łopaty, karma dla zwierząt, tabletki do uzdatniania wody, środki na komary.
Dla oddziałów ratunkowych, straży pożarnej i wojsk inżynieryjne potrzebne są: torby ratunkowe R1, motopompy, węże strażackie, łopaty, siekiery strażackie, latarki, kombinezony strażackie, megafony, wyciągarka, nożyce hydrauliczne, dmuchane pontony dmuchane, gaśnice CO2.
Bartłomiej Wadas apel kieruje m.in. do jednostek OSP. - Być może w remizach zalega jakiś niepotrzebny sprzęt. To mogą być na przykład stare węże, pompy, siekierki - mówi.
Gdzie dowieźć pomoc?
Bartłomiej Wadas w Krośnie jest współwłaścicielem dwóch firm przy ul. Piłsudskiego – Barbershop i Studio 8. Tam można dostarczyć wszystkie rzeczy. Z wolontariuszem można skontaktować się też telefonicznie (nr tel. 519 838 637) bądź mailowo: [email protected].
- Na Ukrainę wyjeżdżam w czwartek ze Śląska, część rzeczy będę dopakowywać w Krośnie - mówi wolontariusz.
Wesprzeć pomoc można też finansowo. Na portalu zrzutka.pl prowadzona jest zbiórka pieniędzy – link TUTAJ.
Autor: Tomasz Jefimow
Zdjęcia: Archiwum Bartłomieja Wadasa