Część I:
Codzienność okupacji – strach i chwile nadziei
Codzienność okupowana była nie tylko ciągłym lękiem, ale też smutną koniecznością oddawania produktów. Niemcy, chodząc po domach z sołtysem, spisywali inwentarz i nakładali obowiązkowe kontyngenty. „Dostaliśmy kartę – tyle i tyle masła mamy oddać co tydzień, tyle jaj, świnie, cielęta. Wszystko trzeba było dawać. Mama oddawała, a i tak nieraz coś potrafiła zachować, żebyśmy przeżyli. Bóg jej pomagał, bo była bardzo dobra dla ludzi”.
Pani Alicja pamięta również dramatyczne losy Żydów. „Chodzili po domach, sprzedawali, prosili o jedzenie. Do mamy przyszli, żeby kupiła kożuch, koszule… Jedna żydówka płakała i mówiła: to jest nasza kara za to, że Pana Jezusa ukrzyżowaliśmy”. Szczególnie zapadła jej w pamięć młoda kobieta z niemowlęciem ukrywająca się w zbożu. „Jak były żniwa poszliśmy w pole, rodzice zauważyli młodą kobietę z kilkumiesięcznym dzieckiem, była bardzo wystraszona. Cały czas mam ją przed oczami. Mama jej powiedziała że nie może jej zabrać do domu, ale będzie jej przynosić jedzenie i będzie jej pomagać. Niestety, jak przyszła po godzinie z jedzeniem i kocami jej już nie było”.
Były też chwile, które na zawsze pozostawiły w sercu dziecka mieszane uczucia wobec okupantów. Gdy w ich domu zakwaterowano dwóch niemieckich żołnierzy, Pani Alicja odkryła, że „wśród nich byli też dobrzy ludzie”. Jeden z nich, młody, uśmiechnięty Niemiec, pokazywał jej zdjęcie swojej żony i córki. „Powiedział do mnie po polsku: Po co ta wojna? A potem wziął mnie na kolana, przytulił i mówił: Meine Liebe, Meine Liebe. Co tydzień dawał mi czekoladę. Czułam się wtedy bezpieczna”.

Obrazy wojny były nieustannie obecne. Pociągi pełne czołgów i niemieckich żołnierzy, wszechobecny strach. „Gestapowcy jeździli pięknymi samochodami, a jak przejeżdżali drogą, to wszyscy byli w strachu”.
„Na jesień kopaliśmy ziemniaki w Brzezówce, a brat tatusia zaorywał. Było trochę ludzi z nami. Naprzeciw, po drugiej stronie górki, było wzniesienie i las. Nagle usłyszeliśmy ujadanie psów. Zastanawialiśmy się, co się dzieje, kiedy rozległ się płacz ludzi, rozpacz, tragiczne wołanie, a potem dało się słyszeć strzały: „pach, pach, pach…”.
Stryjek powiedział wtedy: „Chodźmy z tego pola, bo to jest wiz-a-wiz. Oni nas przez lornetki widzą, jak zobaczą tyle ludzi, to mogą nas wystrzelać jako świadków”. Zeszliśmy więc z pola. Po pewnym czasie uniósł się nad lasem gryzący, śmierdzący dym. W powietrzu czuć było paloną skórę. Wiedzieliśmy, co się tam wydarzyło.
Nie wróciliśmy od razu po ziemniaki. Dopiero kiedy dymy opadły i wszystko ucichło stryjek wyszedł i mogliśmy dokończyć pracę. Dla gestapowców nie miało znaczenia, czy ktoś był Żydem, czy Polakiem — każdy mógł zginąć.”
Kiedy front przesunął się, do domu wkroczyli Rosjanie. Ich widok był zupełnie inny. „Żołnierze niemieccy byli czyści, pachnący, eleganccy. Rosjanie – brudni, wszy chodziły po nich, spali na słomie na podłodze. Tylko felczer Sorokin i lekarz Prokopenko wyróżniali się kulturą i inteligencją”.

Z tamtego czasu Pani Alicja zapamiętała szczególnie Sorokina. „Pewnego dnia wrócił zakrwawiony, z ranami na twarzy. Płakałam, że nie ma oczu. On mnie przytulił i mówił: nie płacz, nie płacz, my idziemy już na Berlin, ale jak przeżyje to wrócę i przyniosę Ci zeszyt z Berlina i ołówek”. I rzeczywiście – po czasie, w drodze powrotnej, spełnił obietnicę. „Przyszedł się pożegnać, wyściskał mnie i dał zeszyt i ołówek. Do końca życia tego nie zapomnę”.
Choć wojna formalnie się zakończyła, dla mieszkańców strach nie minął od razu. „Byli jeszcze partyzanci w Bieszczadach, były wybuchy. Jeszcze długo żyliśmy w nerwach i niepewności” – kończy swoją opowieść Pani Alicja Kłosowicz.
Serdeczne podziękowania kierujemy do Pani Alicji Kłosowicz za podzielenie się swoimi emocjonującymi i poruszającymi wspomnieniami z okresu II wojny światowej. Jej opowieść pozwala nam lepiej zrozumieć codzienność dzieci i rodzin w czasach okupacji oraz oddaje hołd pamięci wszystkich, którzy doświadczyli tragicznych losów tamtych lat.

Rozmowę przeprowadziła por. Justyna Bugiel - Szef Sekcji Promocji i Współpracy Wojskowego Centrum Rekrutacji w Jaśle.
Źródło fotografii: Z archiwum prywatnego Alicji Kłosowicz