Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Kolejne miasta idą na wojnę z hulajnogami. Mandaty za przekroczenie prędkości na hulajnodze

Porzucone na chodnikach hulajnogi elektryczne to zmora polskich miast. Dlatego wymyślają regulaminy, które mają to ukrócić.
Kolejne miasta idą na wojnę z hulajnogami. Mandaty za przekroczenie prędkości na hulajnodze

Autor: fot. Straż Miejska Elbląg

Nie są to rzecz jasna pojazdy należące do osób prywatnych, bo takich nikt by nie zostawił bez opieki. Mówimy o hulajnogach elektrycznych wynajmowanych na minuty. Zgodnie z regulaminem operatora systemu taki pojazd należy zostawić w miejscu, w którym nie będzie nikomu przeszkadzał. Na przykład Bolt dodatkowo wymaga zrobienia zdjęcia zaparkowanego pojazdu, żeby mieć pewność, że został on odstawiony zgodnie z przepisami.

Ale przepisy nie do końca działają. Bo hulajnogi są porzucane wszędzie. Na środku chodnika, na trawnikach, nawet na jezdniach.

Boom i bałagan

Boom na elektryczne hulajnogi zaczął się kilka lat temu. Niemal od razu do Polski weszły firmy oferujące wypożyczenie pojazdu. Wystarczy mieć w telefonie aplikację i można wynająć pojazd, płacąc za każdą minutę. Często to rozwiązanie tańsze niż przejazd autobusem czy tramwajem.

Początkowo wypożyczalnie działały w największych miastach, ale z czasem zadomowiły się również w mniejszych. I w każdym od razu zaczęły pojawiać się te same problemy: porzucane hulajnogi.

W miejscu do tego wyznaczonym

W maju 2021 roku weszły w życie przepisy regulujące zasady poruszania się i parkowania e-hulajnóg. Zgodnie z nimi elektryczną hulajnogą nie wolno przewozić pasażera i przekraczać prędkości 20 km/h. Jeździć należy tylko po drogach dla rowerów i pasach rowerowych, a jeśli takich nie ma, dopiero wtedy skorzystać z jezdni lub chodnika.

Co do parkowania, to powinno się pojazd zostawić w miejscu do tego wyznaczonym. Jeżeli takiego nie ma, to też trzeba uważać. Należy zaparkować pojazd jak najbliżej zewnętrznej krawędzi chodnika najbardziej oddalonej od jezdni oraz równolegle do tej krawędzi, zachowując co najmniej 1,5 m przejścia.

Jak bardzo takie regulacje były potrzebne, pokazują liczby. Tylko w pół roku po wprowadzeniu zasad z warszawskich ulic „zebrano” 1848 hulajnóg. Zostały odholowane.

– Rzecz w tym, że żadne przepisy nie przewidują zajęcia pasa przez hulajnogę parkującą to tu, to tam. Zeszłoroczna nowelizacja Prawa o ruchu drogowym, która m.in. nakazuje postój hulajnóg w miejscach do tego wyznaczonych, w żaden sposób nie wskazuje, skąd się te miejsca mają wziąć, kto ma za nie płacić i w jaki sposób – narzekał Jakub Dybalski, rzecznik stołecznego Zarządu Dróg Miejskich.

I zaczęło się wielkie holowanie

W tej sytuacji miasta same zaczęły tworzyć rozwiązania. Wchodzą we współpracę z operatorami. Np. w Lublinie wyznaczono dużo hulajnogowych parkingów. To wymalowane na chodnikach pola, w których należy zostawić pojazd.

Zaczęło się też wielkie holowanie. W pierwszym roku z sopockich ulic w ten sposób zniknęło 61 hulajnóg. Rok później było to już 136. Do połowy maja tego roku ta liczba urosła już do 51 pojazdów, a jednej nocy udaje się usunąć ponad 30 hulajnóg.

– W przypadku ujawnienia pojazdów spełniających art. 130a Prawa o ruchu drogowym funkcjonariusz Straży Miejskiej na każdy pojazd wydaje osobną dyspozycję usunięcia pojazdu i na miejsce wzywany jest holownik. Po zabraniu pojazdów przewożone są one na parking administracyjny w Gdańsku. Następnie Straż Miejska prowadzi czynności wyjaśniające w sprawie ujawnionych wykroczeń – wyjaśniała Izabela Heidrich, rzeczniczka prasowa Urzędu Miasta w Sopocie.

Ile to kosztuje?

O „zgubie” informowany jest właściciel-operator. Następnie musi stawić się w siedzibie straży miejskiej i odebrać hulajnogę z parkingu. Oczywiście po zapłaceniu rachunku. W Sopocie koszt usunięcia hulajnogi elektrycznej to 144 zł plus 27 zł za każdą dobę przechowywania na parkingu.

Stawki to sprawa lokalna, bo np. w Elblągu jest trochę taniej. Koszt holowania to 140 zł, a doba przechowywania kosztuje 25zł.

Tu trzeba pamiętać, że operator może – i zazwyczaj tak robi – obciążyć kosztami osobę, która wynajęła pojazd i źle go zaparkowała.

Dołączają kolejne miasta

Miasta nadal szukają skutecznych rozwiązań. Tak dzieje się m.in. w Łodzi. Tamtejsi społecznicy przygotowali stosowny projekt uchwały.

Chcą ograniczenia parkowania hulajnóg w miejscach, gdzie jest duży ruch. Takie miejsca znajdowałby się w różnych punktach i to gęsto. Być może w pobliżu parkingów rowerowych.

Jaki mandat i za co?

Za nieprawidłowe zaparkowanie e-hulajnogi grozi mandat. I tak:

  • za pozostawienie jej na chodniku (utrudnianie przejścia) lub zostawienie go przed przejściem dla pieszych – 100 zł;
  • za porzucenie w narożniku skrzyżowania i obszarze do 10 metrów od niego – 300 zł;
  • za pozostawienie na niebieskiej kopercie – 500 zł.

Gigantyczny mandat za przekroczenie prędkości. Na hulajnodze

Takie mandaty dostają kierowcy samochodów. Tym razem jednak został ukarany młody człowiek na hulajnodze.

Zasady poruszania się hulajnogami są jasne. Osoba korzystający z takiego urządzenia nie powinna jeździć po chodniku. A jeżeli już tak robi, to musi poruszać się w prędkością zbliżoną do prędkości pieszego. To jakieś 7 km/h.

Generalnie hulajnogą należy jeździć po jezdni albo po drodze dla rowerów. Ale i wówczas trzeba uważać na prędkość – do 20 km/h.

Za złamanie przepisów grożą mandaty. I to – jak się okazuje – całkiem spore. Pokazał to przypadek z Wrocławia.

Policjanci zmierzyli prędkość hulajnogi

Policjanci wrocławskiej drogówki, pełniąc służbę w grupie SPEED, zauważyli w pewnej chwili jadącego jezdnią młodego człowieka, który kierował elektryczną hulajnogą.

– Poruszał się ze znaczną prędkością. Mężczyzna nie stosował się również do obowiązku korzystania z wyznaczonego wzdłuż ulicy chodnika – relacjonuje Rafał Jarząb z KMP we Wrocławiu.

Dodajmy, że SPEED to grupa pościgowa z superszybkimi samochodami, która ściga piratów drogowych. Tym razem jednak policjanci zmierzyli prędkość hulajnogi. Wynik: 54 km/h.

Nagranie znajduje się w tym miejscu (kliknij).

– Mężczyzna tłumaczył się, jak większość kierujących w takich przypadku, pośpiechem. 45-latek jechał odebrać dziecko z przedszkola – dodaje Jarząb.

Jak zakończyła się ta interwencja?

Gigantycznym mandatem. To 800 zł za przekroczenie prędkości o 34 km/h oraz 100 zł za niestosowanie się do obowiązku jazdy, w tym przypadku chodnikiem. W sumie spieszący się po dziecko tata zapłacił 900 zł.

Źródło: News4Media


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
PRZECZYTAJ