Wiele wskazuje na to, że problemem jest zbyt mała podaż ropy naftowej. W wyniku pandemii część szybów wydobywczych zostało wyłączonych z użytku, by w ostatnich miesiącach wznowić pracę na pełnych obrotach. W rzeczywistości nie jest to jednak takie łatwe. Jak informuje portal AutoŚwiat.pl:
Po pierwsze, drożeje ropa na światowych rynkach – jej cena zbliża się do 80 dolarów za baryłkę. To jednak nie tłumaczy do końca galopady cen paliw w Polsce – przypomnijmy, że w 2011 roku cena baryłki ropy wynosiła nawet 111 dolarów. Perspektywy są przy tym niepewne, ponieważ na całym świecie rośnie popyt na ropę, a wygaszonych z powodu pandemii szybów nie da się uruchomić z dnia na dzień. Istotny wzrost wydobycia ropy wydarzy się – jeśli taka będzie wola polityczna państw zrzeszonych w OPEC – za jakiś czas. Ale jeśli popyt wzrośnie jeszcze bardziej i szybciej, a może, gdyż idzie zima, to ropa może być jeszcze droższa niż jest.
Podwyżka cen może też wiązać się z niższą wartością złotego:
Po drugie – i to tłumaczy więcej – spada wartość złotego. Mamy wysoką inflację i niskie stopy procentowe, co przekłada się na to, że polski złoty nie jest dobrą lokatą kapitału. Tanie kredyty przekładają się na drogie towary... Jako że dolar obecnie kosztuje aż 3,93 zł i długoterminowo drożeje, a ropę naftową kupuje się za dolary, to rośnie i cena surowca, jaką płacimy w złotych, i podatki, jakie państwo nakłada na paliwa płynne sprzedawane na stacjach. Choćby podatek VAT – jego wysokość zależy od ceny detalicznej na stacjach, im wyższa cena netto, tym więcej płacimy VAT-u. Proste?
Ceny standardowych paliw wzrosły o ponad złotówkę względem ostatniego roku. Pozostaje wierzyć, że sytuacja z czasem ulegnie unormowaniu, na razie jednak zapowiadane są kolejne podwyżki, warto zatem w najbliższej przyszłości napełnić bak do pełna i postarać się oszczędnie korzystać z paliwa.
Autor: Mikołaj Marcinowski
Zdjęcia: Tomasz Jefimow